Marek Koprowski zabiera nas w podróż do Szczecina z końcówki II wojny światowej i pierwszych lat powojennych. To podróż niebezpieczna - wszak do położonego za Odrą miasta można się było dostać pociągiem przejeżdżającym w ślimaczym tempie po dwóch drewnianych mostach zbudowanych na chwiejących się palach. Jedyny dostępny dla cywilów dworzec znajdował się w szczerym polu, na przedmieściach. By się dostać do centrum miasta, należało przejść przez zgruzowane kwartały ulic, a w pobliżu grasowały bandy maruderów i werwolfowców. Sama przynależność państwowa Szczecina była mocno niepewna. Polska administracja wprowadzała się tam trzykrotnie i miała konkurencję w postaci niemiecko-komunistycznej. Granica długo nie była wytyczona, a port i enklawę policką zajmowali Sowieci. Na szczęście do organizowania życia miejskiego komuniści wyznaczyli apolitycznego, przedwojennego eksperta - burmistrza Piotra Zaremba. Mocno go wspierał pełnomocnik/wojewoda Leonard Borkowicz - choć komunista żydowskiego posiedzenia, to jednak jeden z ulubieńców "antysemity" Berlinga, zwolennik miękkiego kursu wobec polskiego Podziemia, "przyjaciel poetów" i dosyć porządny człowiek. Książka Marka Koprowskiego jest w dużej części laurką dla tych ludzi oraz innych postaci budujących w tamtych trudnych latach polskość Szczecina.
Wydawnictwo Replika wydało też niedawno inną książkę Marka Koprowskiego w podobnej tematyce - "Twierdza zroszona krwią. Polski Głogów w rękach Niemców i Sowietów". To kawał historii lokalnej, sięgającej jeszcze Chrobrego i Krzywoustego. Oczywiście opowiada też o dziejach Głogowa w czasach panowania Habsburgów, Prusaków i III Rzeszy i o sowieckim oblężeniu tego miasta zimą 1945 r. Z dawnego Głogowa po wojennej zawierusze mało co zostało, a książka Koprowskiego pokazuje, jak trudno było polskim osadnikom budować tam życie.

