niedziela, 19 stycznia 2025

Prusy Wschodnie w ogniu i krwi - recenzja

 


Mija 80 lat odkąd Mazury i Warmia zostały włączone w granice Polski. Niestety, zamiast dobrze rozwiniętej prowincji przejmowaliśmy kraj do cna rozszabrowany przez Sowietów, który podczas zimowej ofensywy z 1945 r. dosłownie rozjechali czołgami Prusy Wschodnie i zmienili w płonące ruiny miasteczka, które można było ocalić przed zniszczeniem. O dramatycznych wydarzeniach z tamtych dni opowiada książka Marka Koprowskiego "Prusy Wschodnie w ogniu i krwi. Od nazizmu do komuny". Opisuje on m.in. kulisy dyplomatycznej walki o włączenie Warmii i Mazur do Polski oraz decyzję Stalina, by z Prus wykroić Obwód Królewiecki, mający "na wszelki" wypadek szachować Polskę i zagrażać naszym portom w Gdańsku i w Gdyni. Koprowski sporo miejsca poświęca też wysiłkom propolskich działaczy mazurskich mających na celu uchronienie Mazurów przed sowiecką brutalnością. To z tego powodu podziemna organizacja mazurska już latem 1944 r. uznała zwierzchność PKWN. Choć dzięki tym działaczom, marszałek Rokossowski polecił rozpowszechniać w swych wojskach wytyczne nakazujące odnosić się lepiej wobec Mazurów i Warmiaków, niż wobec Niemców, to nie uchroniło to ludności autochtonicznej od sowieckich zbrodni, gwałtów i rabunków. Po Sowietach przyszły natomiast bandy szabrowników z północnego Mazowsza, które okradały Mazurów z resztek dobytku. Mimo wysiłków działaczy mazurskich oraz komunistycznego pełnomocnika Jakuba Prawina, nie udało się pozyskać ludności autochtonicznej dla Polski. Warto też jednak pamięć o dużej skali nazyfikacji protestanckich Mazurów przed 1945 r. Mówili oni polskim dialektem, a czuli się Niemcami. To były tereny, w których NSDAP osiągała na początku lat 30-tych świetne wyniki  - co kontrastowało z katolicką Warmią, gdzie odsetek głosów na nazistów był dużo mniejszy. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz